Singapur. Pierwsze spotkanie z państwem-miastem.

Ktoś gdzieś napisał, że lotnisko w Singapurze jest najładniejsze na świecie. Kiedy po jedenastogodzinnym locie wylądowaliśmy na nim i nasze sztywne nogi udało nam się rozprostować idąc po obskurnych, brązowo-bordowo-żółtych dywanach, spojrzeliśmy się na siebie wzajemnie pytającym wzrokiem. Albo ktoś mało w życiu widział, albo jest fanem prostoty.

Toalety pozostawiały również wiele do życzenia. Na szczęście były też w stylu europejskim.

Toalety to tragedia! Na szczęście były też normalne.

Po odstaniu kolejki do odprawy paszportowej ruszyliśmy do miasta. Zaopatrzyliśmy się w Singapore pass– karty uprawniającej do korzystania z komunikacji miejskiej w mieście i ruszyliśmy w stronę hotelu używając metra.

Tam zostawiliśmy bagaże i lekko odświeżeni po podróży ruszyliśmy w stronę miasta. Odwiedziliśmy jedną z restauracji chińskich, gdzie jak się okazało, ceny były bardzo przystępne więc w ciemno zamówiliśmy jakieś dania sugerując się wizualną formą potrawy z obrazka. Wyzwaniem było pokazanie swoich umiejętności we władaniu pałeczkami wśród innych, chińskich gości tejże restauracji. Poza pałeczkami do jedzenia można dostać tylko łyżkę i widelec. O nożu nikt tam nie słyszał. Z szerokimi plecami, nisko pochyleni nad swoimi talerzami konsumowaliśmy zamówione dania z nadzieją, że nikt na nas nie patrzy, i z zazdrością spoglądając na chińczyków.

Mimo późnej godziny (strefa czasowa w Singapurze to +6 godzin do czasu polskiego) kupujemy kawę która serwowana jest z kawałkiem plastiku imitującym reklamówkę do trzymania kubka. Spojrzałam z niedowierzaniem na ekspedienta a on do mnie mówi: hot, hot. Wzięliśmy te kawy i szliśmy przez miasto trzymając kubki za plastik. Po godzinie kawa ciągle była gorąco a kubek dało się tylko przez moment utrzymać w dłoni. Nic dziwnego, temperatura mimo późnej pory dnia nadal była wysoka. Wtedy zrozumieliśmy sens tego typu kubków.

Miasto wyglądało cudownie nocą i od razu wiedziałam, że będzie mi się podobało. Setki turystów z różnych stron świata spacerowało szerokimi, zadbanymi alejami. Po krótkiej wycieczce po mieście wróciliśmy do hotelu i wskoczyliśmy do łóżek mimo, iż dla nas była godzina 18 czasu polskiego.

Reklama